Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23
|
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
Archiwum 23 stycznia 2004
Znowu nadszedł ten czas, kiedy to mój idealny małżonek musi uporać się ze stresem jaki towarzyszy mu zawsze kiedy ja zdaję egzaminy. W celu wyjaśnienia sytuacja wygląda następująco. Jestem żoną, matką, kobietą pracującą i studentką. Żyję jak w kieracie ale mimo wszystko staram się znaleźć każdego dnia powód aby się uśmiechnąć. Z powodu licznych zajęć niestety nie mam czasu aby na każdy egzamin obryć się wystarczająco więc co najmniej dwa dni przed takowym rozpoczyna się u mnie galopka – czyli naturalny sposób organizmu na oczyszczenie z toksyn jakie wytwarza zestresowany organizm. Mimo wszystko staram się nie stresować delikatnego i wyczulonego na wszelkie odchyły od normy męża. (Normą oczywiście jest uśmiechnięta, drapiąca za uszkiem swojego misia i zachwycona tym jaki to on jest wspaniały żona). Niestety sytuacja wymaga wyrzucenia kilku bukietów pod adresem kogoś kto się nawinie, a że najczęściej bywa to tata – przyroda. Otóż za jakieś dwa tygodnie czekają mnie trzy kolosy więc powoli zaczynam przebąkiwać, że nic nie umiem, że nie zdam, że... I proszę, jak to logicznie ukształtowany jest ten świat. Mamy przyczynę – automatycznie pojawia się i skutek, niczym grzech i kara, mama ma sesję tatuś zaczyna nagle umierać.A to główka go boli, a to ząbek, a może by tak dostał herbatkę z cytrynką do łóżeczka, a może by tak poprzytulać go troszeczkę... Dlaczego facet mając 36.7 stopni gorączki wymaga opieki niczym konający?