Archiwum 15 września 2004


wrz 15 2004 Sezon na miłość...
Komentarze: 11

No to się zaczyna. P. ma katarek.

Tak sobie myślę co ostatnio zbroiłam, ale jakoś nic sensownego mi do głowy nie przychodzi. Do domu wracam w granicach normy, obiadki stawiam na stole ani przesolone, ani za zimne, bogowie – nawet za gorące nie są i urozmaicone, oczywiście na ile można urozmaicić przy takim budżecie - ale książki kucharskiej - „tysiąc jeden potraw z ziemniaka” używam na przemian z „makaron, na codzień i od święta” ;) Wiem że to już było, ale za każdym razem jak widzę, jak mój najwspanialszy małżonek pieści i roztkliwia się nad sobą szlag mnie trafia. Zwłaszcza, że choroba dopada go właśnie wtedy, kiedy ja nieśmiało snuję w pracy marzenia o herbacie z cytryną podanej do łóżka. Ech… kobietą być...

Stanęłam na wysokości zadania. Zrobiłam grzańca, a jakże, wcale nie na odwal się, tak jak trzeba, żeby mu smakował, żeby pomógł, żeby wiedział że go kocham…  natarłam maścią rozgrzewającą – dobrze że po kluseczku trochę zostało, przykryłam kołderką, włączyłam telewizor. Wybrałam program, tak żeby się nie stresował, żeby nie musiał się zbytnio zastanawiać, co oznaczają te mądrości, które pani z ekranu ślicznymi usteczkami wypowiada…. Nie pasuje? – dobrze kochanie radio włączę… dziecko zabrałam na długi spacer – chory nie może się denerwować, a kluseczek ostatnio jakoś nie jest wyrozumiały…

kobieta_zamezna : :